| Źródło: gdansk.pl
Hans Memling na scenę! Powstaje opera o Sądzie Ostatecznym
Stoimy przed “Sądem Ostatecznym” Hansa Memlinga w Muzeum Narodowym w Gdańsku i rozmawiamy z profesorem Krzysztofem Knittlem, kompozytorem muzyki współczesnej, o … alkoholu!
Profesor Knittel, mimo że komponuje dzieła operowe i orkiestrowe, okazuje się człowiekiem zdroworozsądkowym, mocno stąpającym po ziemi. Mówi, że do opery przychodzą z reguły ludzie z wyższych sfer, załatwiać tam przy okazji swoje palące i nagłe interesy.
- Ale to dobrze - mówi Knittel. - Byle załatwiali je w przerwie między aktami. Nie trzeba przecież załatwiać wszystkiego chlejąc wódę. Można się spotkać i obgadać pewne rzeczy w foyer opery. Kulturalnie, w miłej atmosferze. Nie mam nic przeciwko temu, pod warunkiem, że przy okazji można się też wzbogacić duchowo, wynieść coś cennego dla siebie z muzyki, ze sztuki.
- I nie mówię tego wcale jako jakiś dewot - dodaje Knittel. - Mi mój lekarz powiedział, że już swoje w życiu wypiłem.
Na sądzie ostatecznym pewnie przyjdzie nam rozliczyć się z każdej wypitej butelki. Ale póki co żyjemy i możemy się cieszyć bliskością dzieła mistrza z XV wieku. To o nim jest ta opowieść.
Kto grał na otwarciu Kanału Sueskiego?
Rozmawiamy przed słynnym dziełem Hansa Memlinga, ono bowiem jest inspiracją dla opery, którą Knittel, kompozytor muzyki poważnej z Warszawy, pisze wraz z autorem libretta Mirosławem Bujko - muzykologiem i literatem, też mieszkańcem stolicy.
Dzieło, które ma być gotowe na początek sezonu 2016/17 (czyli okolice września - października), zostało u nich właśnie zamówione przez Operę Bałtycką w Gdańsku, w ramach programu “Kolekcje - zamówienia kompozytorskie” dotowanego przez Ministerstwo Kultury.
Koszt napisania takiej współczesnej opery w tym przypadku to 68 tysięcy złotych. Dużo taniej dziś wystawić dzieło z klasyki gatunku, bo wtedy wystarczy zapłacić wydawnictwu za nuty, tłumaczy zastępca dyrektora Opery Bałtyckiej Danuta Grochowska: - Kiedyś Mozarta opłacał cesarz, a Verdi pisał “Aidę” na zamówienie, na otwarcie Kanału Sueskiego. Dziś raczej nikt nie pisze w ciemno, z nadzieją, że może komuś to odsprzeda. Trzeba mieć mecenat, pieniądze.
Opera Bałtycka miała już dwie premiery w ramach programu “Kolekcje - zamówienia kompozytorskie”. Pierwsza poświęcona była chemiczce “Madame Curie” (kompozytorka Elżbieta Sikora); druga - Stanisławie Przybyszewskiej, pisarce z Gdańska (tytuł “Olimpia z Gdańska”, kompozytor Zygmunt Krauze). Teraz czas na operę inspirowaną obrazem Memlinga “Sąd Ostateczny”.
A jest co opowiadać, bo dzieło ma za sobą burzliwą historię, choć jego opis na muzealnej tabliczce jest prosty: to technika mieszana - tempora i farby olejne - na desce dębowej. Obok lata, kiedy dzieło powstawało w Brugii: 1467-1471. - Ale tak naprawdę powinien tu być rok 1473 jako data zakończenia - mówi Alicja Andrzejewska-Zając z Muzeum Narodowego w Gdańsku. - Odkryłyśmy to, gdy pisałyśmy z koleżanką pracę o “Sądzie Ostatecznym”.
Andrzejewska-Zając, wraz z Magdaleną Podgórzak, są autorkami książki “Hans Memling. Sąd Ostateczny” (do kupienia w księgarni muzealnej).
I właśnie Alicja Andrzejewska- Zając stała się teraz przewodnikiem profesora Knittla i Mirosława Bujko po sztuce Memlinga. Panowie przyjechali obejrzeć wreszcie dzieło, na którego temat od dwóch lat piszą operę. Mają już większość z 17 scen, podzielonych na dwa akty. Przestudiowali historię i wszelkie detale. Ale teraz mieli wreszcie okazję zobaczyć tryptyk Memlinga na żywo.
Zupełnie jak Tolkien
- Ten obraz jest jak tolkienowski pierścień, budzi demony - mówi Andrzejewska- Zając.
Rzeczywiście: “Sąd Ostateczny” został namalowany w Brugii przez niderlandzkiego mistrza z myślą o jednym z kościołów pod Florencją, w miejsowości Fiesole. Memling wykonał go na zamówienie florenckiego bankiera. W drodze morskiej z Niderlandów do włoskiego Porto Pisano galeon transportujący dzieło (oraz inne kosztowności) został jednak ograbiony przez kapra z Gdańska!
Paweł Beneke - bo o nim mowa - zabrał z galeonu "San Matteo" kosztowności, a obraz podarował Kościołowi Mariackiemu w swoim mieście. Papież Sykstus IV napisał nawet do rady miasta Gdańska list (bullę) z żądaniem zwrotu dzieła, ale na darmo. Gdańszczanie uznali je za swoje.
Tryptyk wisiał w Kościele Mariackim spokojnie do 1807 roku, gdy w wyniku wojen napoleońskich trafił do paryskiego Luwru. W 1845, po klęsce Napoleona, obraz znalazł się w Berlinie, a stamtąd, po długich staraniach miasta, wrócił do Gdańska. W czasie II wojny światowej Niemcy próbowali go ukryć w górach Turyngii, ale i tak trafił w ręce sołdatów Armii Czerwonej, a z nimi do Ermitażu w Sankt Petersburgu. Do Gdańska wrócił - przez Warszawę - w 1956 roku. Tym razem znalazł się nie w najważniejszej gdańskiej świątyni, ale w Muzeum Narodowym.
Wiele innych gdańskich dzieł Warszawa jednak nie oddała do dziś, co ze smutkiem zauważa Andrzejewska-Zając.
Dobry bliźniak i zły?!
Opera “Sąd Osateteczny” będzie się składała z dwóch aktów. Pierwszy opowie o powstaniu dzieła, drugi o jego zawiłych losach. Jak mówi profesor Knittel, trzeba było zmyślać, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa. Będzie więc w drugim akcie na przykład scena spotkania Stalina z Archaniołem Michałem.
- Mocna - zapowiada Knittel.
Sam obraz wciąż jest inspirujący: przedstawia Chrystusa na tęczy, a pod nim ważącego ludzkie dusze, czy ludzkie uczynki, archanioła Michała. Dusze dobre trafią do nieba, dusze niegodziwców - do piekła. Droga do nieba ukazana jest po lewej stronie tryptyku: do nieba można wejść wyłącznie przez drzwi kościoła; pierwszy idzie papież, dalej kardynałowie, biskupi, księża, a za nimi zastępy sprawiedliwych.
Po prawej jest piekło: diabły, o cechach nietoperzy, węży czy sów, zaganiają ludzi do ognia piekielnego.
Obraz wciąż ma swoje tajemnice.
- Jeden mężczyzna, identyczny, pojawia się zarówno po stronie zbawionych, jak i potępionych - mówi Andrzejewska-Zając. - Do dziś nie wiemy, kim jest, i dlaczego jego oblicze powtarza się po obu stronach.
Czyżby dobry i zły bliźniak? Memling mógłby więc uchodzić za proroka... - zastanawiam się.
- Być może, bo tryptyk Memlinga to dzieło boskie i szatańskie zarazem - mówi Mirosław Bujko, autor libretta.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj