| Źródło: Katowice Dla Was;fot: pixabay
Dzieci na sprzedaż
"Chłopczyk, dwa lata, brązowe oczy, stan bardzo dobry" - głosiło ogłoszenie. "Niestety nie stać mnie na jego utrzymanie, a zasiłku nie dostaję, więc jego posiadanie mi się nie opłaca" - pisała matka. Wyceniła synka na nieco 2 tysiące zł. "Zainteresowanym zdjęcia wyślę na priv" - dopisała. Ogłoszenie zakończyła emotikonem buźki.
Zbulwersowani internauci zawiadomili policję. Okazało się, że anons zamieściła 22-letnia kobieta, mieszkanka miejscowości oddalonej ok. 60 km. od Katowic. Była kompletnie zaskoczona wizytą policji. Broniła się, że to był taki nietypowy żart.
Ale czy to rzeczywiście był żart? Małgorzata M. swoje dziecko sprzedała rzeczywiście. Ona również zamieściła ogłoszenie w internecie. Zgłosili się chętni. Ostatecznie dziecko zostało sprzedane za 5,5 tys. zł. Sprawa wyszła na jaw za sprawą sąsiadów, którzy widzieli ciężarną Małgorzatę M., a potem nie widzieli dziecka.
Według fundacji Dziecko-Adopcja-Rodzina w Polsce sprzedaje się co najmniej kilkaset dzieci rocznie. Wśród tych, którzy nie widzą nic złego w handlowaniu żywym towarem, był jeden z naszych lokalnych polityków. W internecie zamieścił żartobliwą - jago zdaniem - relację z negocjacji handlowych. Towarem miały być jego dzieci. Jak wyjaśniał pod koniec relacji, wszystko to było jedynie żartem. Żartem tak, ale niesmacznym. Dlatego dobrze, że do Sejmiku Śląskiego nie został wybrany, zaś z listy kandydatów do Sejmu - skreślony. Ze względu na ochronę dóbr jego dzieci nazwiska nie podajemy.
Ludzie w sieci sprzedają nie tylko żywe dzieci. W internecie trafiają się ogłoszenia tzw. surogatek, wynajmujących swój brzuch. Jedna z nich wyjaśnia:
"Mam męża, jest poinformowany o tej sprawie. Pracuję w agencji pracy tymczasowej jako kasjerka, moje wykształcenie to średnie techniczne - krawcowa z zawodu. Nie palę papierosów, lampka wina okazyjnie. Zaliczkę widzę w taki sposób: 10 tys. po trzecim miesiącu ciąży, następne 10 tys. po urodzeniu dziecka. Wtedy w szpitalu przekazuję dziecko i podpisuję pismo, a resztę pieniędzy poproszę po zakończonej sprawie w sądzie. Zależy mi, aby pani mąż miał badanie na płodność, poprzednio miałam dwie inseminacje i okazało się, że ten pan był bezpłodny. Mój mąż nie ma przeciwwskazań, razem podjęliśmy decyzję. Po urodzeniu dziecko otrzymuje nazwisko mojego męża i jak minie osiem tygodni, wtedy dopiero można złożyć sprawę w sądzie o zrzeczenie się praw rodzicielskich na rzecz Państwa. Z tego, co wiem, to około pół roku trwa w sądzie cała ta sprawa".
Ten proceder trwa co najmniej od 10 lat. Dziś, gdy ograniczony został dostęp bezdzietnych par do metody in vitro, zjawisko handlu dziećmi z pewnością się nasili.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj